niedziela, 16 września 2012

oh she's too dramatic

drżącą, chłodną z mdlącego, jesiennego smutku dłonią staram się narysować grubą i w miarę swoich wątpliwych umiejętności, prostą kreskę na ścianie w kolorze lnu - tam za łóżkiem, tam gdzie jest bardzo ciemno i nie widzi nikt
zasypiam, kiedy świat dopiero zaczyna delektować się szaleństwami nocnej rzeczywistości, mrużę zrezygnowane oczy przed przenikliwym światłem bezwzględnej, ulicznej latarni  - naiwnie próbuję znaleźć wytchnienie w nerwowym, niespokojnym śnie, przewracam się z boku na bok, podnoszę zrzuconą w niebezpiecznie słodkiej nieświadomości kołdrę
budzę się skrajnie wycieńczona i wystraszona, lękliwie obserwuję nieprzeniknione ciemności zza koronkowych zasłon, nie znajduję w sobie nawet odrobiny siły na bolesną konfrontację z dziką rzeczywistością
skrywam swoją dziecinną bojaźń za zbyt drogim tuszem do rzęs, ulubioną letnią sukienką w kwiatki, taktowną kurtuazją i grzecznymi uśmiechami, równocześnie zastanawiając się, jakie są procedury pozwolenia na broń
po boleśnie wyczerpującym dniu z opętańczą euforią zrzucam z siebie ciężar bezbarwnie radosnego przebrania, ogłuszam wątpliwości i zagłuszam rozczarowanie, wszystkie destrukcyjne emocje wydaję na pastwę potężnej mocy wysiłku fizycznego, przez kilka ledwie uchwytnych chwil czuję, że jestem w stanie pokonać ten emocjonalny marazm i wyrwać się z rąk uczuciowego skostnienia
otulam zmęczone ciało kaszmirowym kocem, czuję na zmarzniętych ramionach jego przyjemną miękkość, jego rozkoszne ciepło, topię się wraz z ukochanymi minimalistycznymi dźwiękami i z dozą niejakiego wahania w roziskrzonych blaskiem waniliowych świeczek oczach, nieśmiało uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze - o jak mi dobrze
próbuję zachować resztki zdrowego rozsądku w wariackim maturalnym pędzie, staram się nie postradać zmysłów pomiędzy konsekwencjami kongresu wiedeńskiego a ciągami arytmetycznymi, między konfliktami zbrojnymi w azji a stosunkiem chłopów do inteligencji czy odwrotnie w weselu - mam plan na siebie i swoją przyszłość i z pewnością nie dam plamy
czuję zmianę i cierpię na zanik pamięci

3 komentarze:

  1. na razie podchodzę do matury z dystansem. będzie, fakt, bez paniki, szału... mam to szczęście, że wiem co zdawać, wiem mniej więcej, o co mi chodzi.
    czasem tylko przeraża mnie to, że to "JUŻ". wszyscy mówili, że przyjdzie...

    OdpowiedzUsuń
  2. a mnie najbardziej zadziwia to że ilość materiału jest wprost odwrotnie proporcjonalna do czasu :) zdaję matmę i fize :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawdę świetny post! Też lubię świeczki. Lubię poczuć ten zapach i już wiem, że to czas wypoczynku totalnego. ;)

    OdpowiedzUsuń